poniedziałek, 30 maja 2011

Krótka rada



Dzisiaj tylko krótka rada... Wino otrzymane w prezencie (na szczęście). Kosztuje toto 29,90 zł, a pić się tego nie da. Smakuje jakby ktoś oszczędzał na beczkach, ale chciał w "wino" wpompować drewniane aromaty. Ostatecznie napój smakuje jak mydliny. Nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić... NIE DO PICIA, UNIKAĆ ZA WSZELKĄ CENĘ!!!

poniedziałek, 23 maja 2011

Vive La France!

Wyjazdy służbowe mają też swoje zalety - można pojechać np. do Francji i przytargać ze sobą torbę pełną win :). Oto pierwszy odcinek z cyklu "Co można kupić za 10 EUR w kraju winem stojącym"...
Zacznijmy od beaujolais. Nie jakieś tam nouveau, ale dojrzałe, pełnoprawne, dwuletnie. W dodatku pochodzącego z jednego z 10 crus, Brouilly. Szczep całkiem dla nas nowy (pomijając jeden przelotny romans z beaujolais nouveau ponad rok temu), typowy dla tego regionu, Gamay noir. Wina z tego szczepu i regionu powinny być lekkie, przyjemne i owocowe. I tak właśnie było. Zaraz po otwarciu niesamowicie intensywny zapach wiśni, z czasem przechodzący w czerwoną porzeczkę - wrażenie jakby wąchało się sok, a nie wino. Kolor zaskakująco ciemny jak na lekkość woni, rubinowy, aż trochę sztuczny, jakby BARDZO ciemny wiśniowy kisiel :). Sam trunek to wyczuwalne nuty czerwonych owoców, delikatnie gorzkawy finisz. Piliśmy je do quiche lorraine i intensywny smak nieco je przytłoczył, tak więc polecamy raczej do lżejszych i mniej wyrazistych potraw. Jest to lekkie, przyjemne wino, które bez oporów można pić latem, niektórzy pijają je schłodzone bardziej niż przeciętne wina czerwone, w temperaturze 14C i wtedy naprawdę może rywalizować z winami różowymi o miano klasowych "orzeźwiaczy". Nas zachęciło do przyszłych prób, szczególnie w gorące dni wydaje się być dobrą propozycją. I pomyśleć, że we Francji można mieć coś takiego za jakieś 7,50 EUR...

sobota, 23 kwietnia 2011

ONA i ON - dyskusja o Hiszpance rodem z Biedronki

Cicho coś na tym naszym blogu...postanowiłam więc wrzucić na tapetę, idąc tropem ostatniego wpisu, wino rodem z Hiszpanii. Zadanie ułatwił mi nie kto inny jak mój ulubiony "winny" dyskont czyli Biedronka. Słabość mam do tegoż przybytku od słynnej Valpolicelli Ripasso, której fanką stałam się nie tylko ja, a o której w Internecie na winiarskich forach i stronach zrobiło się dosyć głośno. Tym razem w ofercie znaleźliśmy Rioję Reservę doskonale znanego nie tylko nam producenta - Berberany, o którym w poprzednim wpisie wspomniał Ukashek. Trunek z 2006r., kupaż Tempranillo i Garnacha, cena - 19,99 PLN;))
Aby urozmaicić wpis - przedstawiam zdanie dwóch stron degustacji (z naciskiem na fakt, iż ON jest znanym antagonistą szczepu Tempranillo;))
ONA: kolor typowy dla Tempranillo, zapach ewidentnie wskazuje na dłuższe leżakowanie w beczce - etykieta mówi o 24 miesiącach. Oprócz beczki, silnie wyczuwalne czerwone owoce (zwłaszcza wiśnia), dym no i cały przekrój runa leśnego;) Smak - na początku jak dla mnie zbyt intensywny, ale po natlenieniu łagodnieje, wyczuwalna kwasowość, trunek mocno taninowy, pierwsze skrzypce gra wiśnia. Można powiedzieć - typowy przedstawiciel regionu Rioja. Jeśli chodzi o mnie, to ogólna ocena - 7/10, ocena za stosunek jakość-cena: 10/10. Tylko co ON powie...
ON: hmmm... 80% Temperanillo, 20% Garnacha - pierwsza myśl to taka, że szkoda, iż nie odwrotnie ;), ale podejdźmy do tematu bez uprzedzeń... Zapach charakterystyczny, od razu kojarzący się z wiadomym szczepem, dla mnie średnio przyjemny, ale mieszczący się w kanonach, poprawny porównując do wzorca, może i dla kogoś byłby interesujący, ale to nie moja bajka. Smak? Fuj, straszny kwas, smak tępy, buzujący od tanin, trochę wiśni, drewno, standardowe beczkowe aromaty gdzieś tam bijącego się dymu, boczku, spoconego stajennego itp. Na obronę wina mogę przyznać, że zaczynaliśmy od nieco zbyt zimnego. Z czasem, podgrzaniem, natlenieniem i moim przyzwyczajeniem do Temperanillo wino się poprawia, otwiera, jest więcej wiśni, mniej tanin, trunek zbliża się do poprawnego, pijalnego, a nawet na końcu osiąga ten poziom. Pewnie fan Rioja napisałby jakieś cieplejsze słowa. Ogólnie rzecz biorąc, za tę cenę pewnie całkiem niezła propozycja, ale ja dziękuję, postoję, tym bardziej, że poprawka innym produktem z Biedrony była znacznie przyjemniejsza, mimo niższej ceny... Ale o tym może innym razem :).

środa, 16 marca 2011

Viva España!

Między ciszą a ciszą... postanowiłem przyjrzeć się bliżej kilku spaniardzkim trunkom. Mój jęzor kolejny raz udowodnił iberyjskie inklinacje :), oczywiście zdajecie sobie sprawę z faktu, że skoro moja twórcza przerwa na naszym blogu trwała...... dlugo za długo to opróżniłem wiele butelek - ale z szacunku dla czytelników obarczę Was opinią jedynie o nieprzeciętnych flaszkach :)

Spośród nastu hiszpańskich win wybrałem te cztery, a kolejność na zdjęciu nie jest przypadkowa...

Zdecydowanym rarytasem jest wywodząca się z mojego ulubionego regionu Crianza Carta de Oro z 2006r. firmowana przez piwnice Berberana. To 100% tempranillo, krwiste i iskrzące, przekonuje złożonymi i dojrzale miękkimi czerwonymi owocami oraz zaskakująco subtelnymi wręcz aksamitnymi nutami drewna, dzięki którym staje się solidne i jędrne. Wyhaczyłem je w PiP i warto bylo wydać te 50 PLN  - jak się później okazało przepłaciłem, bo w sklepie Vininova (King Cross) można je kupić za niecałe 37 PLN!
Na drugim miejscu uplasowało się ciekawe winko z kultowych okolic górnego biegu rzeki Duero - Ribera del Duero. Kolejne czyste tempra (rocznik 2008) które spędziło 6 miesięcy w dębowych beczkach. Skomplikowane, przesmaczne nuty malin zmielone z ziemistym i skórzanym podniebieniem. W wino zupełnie przypadkiem zainwestowałem 46 PLN w naszym lokalnym (wildeckim) sklepiku osiedlowym - gorąco polecam!
Brązowy medal przyznaję Seleccion Oro od Berberany - w tym miejscu nie będę się produkował bo pisałem już o tym winie w swoim pierwszym poście... Pewne jest, że jeszcze nie raz do niego wrócę!
Last but not least - Vespral  - pochodzenie bliżej nieokreślone - ale kojarzę, że to raczej wino dyskontowe... dyskontowy jednak na pewno nie jest bukiet!!! To bardzo intrygujący kupaż tempranillo i garnach'y - lekko stłumiona fioletowawa suknia, wynagradza bogactwem zapachów i smaków, pięknie wytrawne i owocowe po chwili raczy nas złożonymi kombinacjami korzeni i przypraw... a w bonusie daje nam intrygującą słodycz - bardzo, bardzo... musimy tylko ustalić skąd się wzięło i ile kosztuje, ale obstawiam że warto!

Czuj duch!

PS. Ostatnio miałem małe tete-a-tete z informatykiem z pracy i jak mu powiedziałem, że u mnie wieczorami często wygrywa WINO - to mnie pouczył że nie mówi się wino tylko 'pik' :)

niedziela, 27 lutego 2011

III Próba Wina (piszą o nas w gazetach)

Nie mogło nas tam nie być... Całkiem sympatyczne wydarzenie, którego opis znajdzie się tu wkrótce. Na razie kilka zdjęć:

Każde próbowane wino było omawiane przez winiarza, który je przywiózł do degustacji.

A było co pić...
Swoje wrażenia każdy zapisywał na otrzymanej fiszce degustacyjnej


Udało się nawet udzielić wywiadu Gazecie Wyborczej i dyskretnie wpleść weń informacje o naszym blogu - odrobina marketingu jeszcze nikomu nie zaszkodziła :).

http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagora/1,35161,9174317,Biale_wino_sie_udalo__a_lato_nie_rozpieszczalo.html

wtorek, 22 lutego 2011

BLIND TEST

A opowieść zaczyna się następująco:

Pewnego styczniowego weekendu, gdy za oknem mroźno i ponuro, kilku zaprzyjaźnionych pijaków spotkało się celem przeprowadzenia „blind testu” sześciu przytarganych ze sobą czerwonych win.
Osoby dramatu:
Makuszek – nieszczęśnica, która nie wiedząc co czyni, dała do dyspozycji swoje „cztery kąty”; miłośniczka półsłodkiego Concorda koszernego,
Kasia M. – początkująca w zakresie winnych przygód, zapowiadająca się specjalistka w obszarze kolorystyki trunków,
Madzik – wielbicielka alkoholi w ogóle (zwłaszcza „dobrych win”;)), niezawodny kompan wszelkich nasiadówek,
Ukashek – naczelny felietonista niniejszego bloga, znany wielbiciel szczepu Tempranillo,
Radek – wielbiciel włoskich win, znany antagonista szczepu Tempranillo oraz win spoza Europy, co jest przyczyną wielu ciekawych dysput z Ukashkiem,
Autorka (KaEr) – wielbicielka nowozelandzkiego Sauvignon Blanc oraz czerwonych win z Półwyspu Apenińskiego, cierpiąca na amnezję smakowo – zapachową.
Każda z butelek została pięknie opakowana w papier i po kolei rozlewana do kieliszków rozochoconych biesiadników. Jako że odpowiadam tylko za swoje kubki smakowe, opiszę własne odczucia, na końcu podając które wino zajęło jakie miejsce w odczuciu całego towarzystwa. Wina ponumerowano od 1 do 6:
Nr 1 – kolor – dosyć ciemny, rubinowy, wpadający w fiolet; nos – kwaśne owoce i czerwona porzeczka; smak tępy, bez wyrazu, wino z kategorii płaskich, zapach i smak ulatuje z pamięci chwilę po przełknięciu nie tylko u osób z amnezją; końcówki brak. Podczas próby pada przypuszczenie, że pochodzi z Ameryki Płn.
Nr 2 – sukienka również ciemnoczerwona, nos owocowy, ale z mocno wyczuwalnym alkoholem (po napowietrzeniu zniknął); smak taninowy, cierpki, lekko ziemisty, ale nie nieprzyjemny, wyczuwalne wiśnie i truskawki. Wino w pełni dojrzałe, aż prosi się o towarzystwo krwistego kawałka wołowiny.
Nr 3 – kolor brązowawy, nos lekko wędzony i ziemisty, wyczuwalne owoce leśne, smak bardziej złożony od dwóch poprzednich trunków, owocowy (wyczuwalne jeżyny, czarne porzeczki (?)), pełny. Wino diametralnie różni się od dwóch poprzednich, dla mnie „in plus”.
Nr 4 – kolor mocno czerwony, zapach nieprzyjemny, lekko chemiczny przy pierwszym podejściu, po odetchnięciu bliżej nieokreślone owoce z rodziny jagód, lekko czereśniowy, smak bez rewelacji, nie potrafiłam właściwie określić co czuję – jak dla mnie zbyt mało garbników, zwłaszcza w porównaniu z silnym nosem. Pod koniec degustacji Ukashek próbuje wina ponownie i twierdzi, że jest lepsze po dłuższym odetchnięciu, ale ja jestem zniechęcona pierwszym wrażeniem i już do niego nie powracam.
Nr 5 – No i mam swojego faworyta;) Bardzo dobre wino z nosem czerwonego owocu. Dojrzałe i złożone, przy podniebieniu owoce takie jak jeżyna i porzeczka, oraz odrobina świeżego tytoniu lub dymu. Niektórzy w końcu czują nutkę wanilii. Po minach i komentarzach współbiesiadników wnioskuje, że wino wygra nie tylko w moim rankingu…ale nie przesądzajmy, bo czas na napitek:
Nr 6 – kolor ciemnoczerwony, nos – wyczuwalne czerwone owoce i nutka wanilii. Wino nieskomplikowane, niezbyt złożone, ale przyjemne, lekkie taniny. Wypijam bez większych oporów, ale również i bez zachwytów.
W moim rankingu zdecydowanie wygrało wino nr 5, zaraz za nim na podium uplasowała się trójka i dwójka, ostatnie miejsce dzierży trunek, który kompletnie nie podszedł mi zapachowo czyli nr 4. Po podsumowaniu punktów przyznanych przez każdego uczestnika okazało się, że finalny ranking niewiele różni się od mojego.
I miejsce – wino nr 5, którym okazał się:

Los Boldos Momentos Cabernet Sauvignon 2008 – rodem z Chile, zakupiony w sklepie winiarskim u Mielżyńskiego za cenę 32 PLN. Zaznaczyć należy, że wino to zajęło pierwsze miejsce na liście każdego z nas oraz iż Ukashek trafnie zgadł jego pochodzenie. POLECAMY!!!
II miejsce – wino nr 3
No i tu zaskoczenie uczestników totalne. W listopadzie 2010r. byliśmy uczestnikami degustacji w pałacu Mierzęcin (http://www.palacmierzecin.pl/), który to posiada winnicę o powierzchni 6,75 ha mozolnie doglądaną przez enologa Piotra Stopczyńskiego. Na zakończenie bardzo miłego weekendu dostaliśmy w prezencie butelkę Regenta – rocznik 2009, którą to autorka niniejszego wpisu kisiła w domu, czekając na odpowiednią okazję do spróbowania… czy mogłaby być lepsza? Jesteśmy dumni, że wino rodem z Polski zajęło 2 miejsce wśród wcale nie najgorszych win z całego świata!!!
III miejsce – wino nr 2

Baron Philippe de Rothschild Bordeaux 2008 – producent (jeden z najbardziej znanych we Francji) obiecuje kupaż trzech rodzajów winogron: 30% Cabernet Sauvignon, 60% Merlot oraz 10% Cabernet Franc. Naszym zdaniem klasyczne wytrawne wino w cenie około 30 PLN do kupienia właściwie w każdym większym markecie.
IV miejsce – wino nr 5

Chianti Colli Senesi 2008 – Włoskie wino z regionu Montepulciano wyprodukowane w 90% ze szczepu Sangiovese (Prugnolo) i 10 % mieszanki lokalnych szczepów; zakupione w Piotrze i Pawle za 22,99 PLN. Biorąc pod uwagę, iż w towarzystwie znajduje się dwóch fanatyków włoskich win (w tym autorka) miejsce poza podium dziwi. Tym razem jednak Włoch musiał ustąpić pierwszeństwa Chilijczykowi, Francuzowi i…Polakowi :DD
V miejsce – wino nr 4

Rosemount Shiraz Grenache Mataro 2006 – czyli wino australijskiego pochodzenia, zakupione w Auchan, kupaż trzech rodzajów winogron. Największy zarzut – właściwie pusty, sztampowy smak przy dosyć mocnym i specyficznym nosie; przy tej cenie (prawie 40 PLN) spodziewać się można było czegoś znacznie lepszego. Aha, wino jest na zakrętkę, więc dla purystów w tej dziedzinie może to stanowić problem.
VI miejsce – wino nr 1
Sutter Home Zinfandel California 2009 – jak dla mnie nasz „blind test” utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że Sutter Home to producent tworzący jedne z najbardziej bezpłciowych win świata – żeby zrobić Zinfandela bez bodaj najdrobniejszego posmaku czekolady, trzeba mieć naprawdę talent. Polecamy tylko początkującym w zakresie winnych przygód (myślę, że większości z nas parę lat temu to wino by smakowało), zamiast kompotu do obiadu lub ludziom o lekko upośledzonych kubkach smakowych.
Po degustacji sześciu konkursowych win, wypiliśmy jeszcze dwie butelki, ale spostrzeżeniami na ich temat już nie będziemy się dzielić, bo jakby…ekhm…walory smakowe i zapachowe gdzieś uleciały. Zdajemy sobie sprawę z tego, że klasyczne „blind testy” wymagają porównania win z tego samego regionu, ale jesteśmy jeszcze laikami w tego typu zabawach i ten pierwszy potraktowaliśmy jako swojego rodzaju przetarcie.
Resztę uczestników proszę o ewentualne komentarze – opis poszczególnych win jest subiektywny i Wasze rankingi na pewno się różniły od tego mojego i tego ogólnego. Zapraszam do dyskusji i nowych wpisów!!

poniedziałek, 21 lutego 2011

Sami chcieliście...


Jako, że nikt się nie spieszy z zapełnianiem naszego bloga, "zmusiliście" mnie (;)) do zwłoszczenia całkowitego niniejszej inicjatywy. Dziś na tapecie VALPOLICELLA SUPERIORE 2008 Zenato zakupiona za 39 PLN (po obniżce z 49 PLN) u Konrada Packa. Lubię Valpolicellę, ale nie za 50 zł, więc gdyby nie promocja, to nawet fakt iż pochodzi z winnic Zenato (piłam już od tego producenta najlepsze w moim rankingu Amarone), nie przekonałby mnie do wydania 5 dyszek. Wino otrzymało 89 pkt od Roberta Parkera, leżakowało okrągły rok w beczkach z dębu slawońskiego. Etykieta obiecuje subtelny migdałowy aromat z fiołkowymi nutami oraz 13,5% alkoholu. Kupaż - 80% Corvina, 10% Rondinella i 10% Sangiovese.
Suknia intensywnie czerwona, gładka i klarowna. Pierwszy nos mocno porzeczkowy z odcieniem owoców leśnych, obiecanych migdałów nie czuję, fiołków jakoś też nie... Pierwszy łyk - obiecane przez nos porzeczki wybijają się na pierwszy plan, ale zrównoważone są przez inne owoce - Mąż twierdzi, że leśne... hmm... podoba mi się. Wino jest delikatne przy pierwszym kontakcie, po napowietrzeniu wyczuwam większą cierpkość, przy końcówce wyraźny posmak kwaśnych wiśni, który baaardzo mi się podoba. Niestety migdałów i fiołków nadal nie czuję i nie poczułam aż do końca butelki:(
Generalnie wino bardzo dobre i mogłabym je z czystym sumieniem polecić, gdyby nie...cena. Jak już na początku pisałam, pierwotny koszt zakupu jest grubo przesadzony, nawet te prawie 40PLN po obniżce wydaje się za dużo. Być może jest tak, jak kiedyś Ukashek stwierdził - im więcej się pije, tym więcej oczekujemy od następnych win i szukamy nowych wrażeń i chyba w końcu muszę pogodzić się z tym, że za 25 PLN już nic nie będzie w stanie zwalić mnie z nóg...
Żeby nie było, że tylko Włochy obrabiam - w weekend degustowałam Tempranillo, które proponowałam również Wam spróbować, recenzja niebawem - czekam tylko aż ktoś jeszcze z Was będzie w stanie podzielić się ze mną doznaniami smakowo - zapachowymi i podyskutować... Końca dobiega także podsumowanie naszego styczniowego "blind testu" - wrzucę jak tylko otrzymam zdjęcie od jednej Maruderki...

czwartek, 17 lutego 2011

Włoskie wariacje - c. d.


Niby obiecałam w komentarzach, że o włoskich winach już się nie będę rozpisywać, ale jednak postanowiłam się podzielić spostrzeżeniami na temat pewnego Primitivo z uwagi na to, że trunek ten jest kompletnie różny od innych, wypitych przeze mnie do tej pory, z tego regionu.
Butelczynę zakupiłam (uczyniła to również Martyna, więc w poście pojawi się również Jej zdanie) w sklepie winiarskim www.wielkiewina.pl - Kondrad Pacek & Synowie. Sklep ów w ostatnim czasie zaoferował obniżkę cen o 20%, więc PRIMITIVO 'CRETAIA' 2007 Di Majo Norante nabyłyśmy za 39,20 PLN. Idąc za stroną internetową -wino częściowo dojrzewające w beczkach, alkoholu 13,5%, apelacja - Puglia IGT.
Sukienka głęboko czerwona, pierwszy nos - czekolada, czekolada, czekolada oraz truskawki (Martyna). Czekolada nie dziwi, wszak to włoski Zinfandel, ale o ile ostatnio z Mężem Moim zakupiliśmy najdroższego Zinfandela spod znaku rodziny Gallo i zostawiał on nieprzyjemny posmak wyrobu czekoladopodobnego, o tyle w tym przypadku mamy do czynienia z prawdziwą, pełną, gorzką czekoladą;) Pierwszy kieliszek to była czysta przyjemność.
Drugi kieliszek... i tu się zaczyna inna bajka. Nagle wino zrobiło się ciężkie, dosyć cierpkie i bardzo mocno taninowe, co w naszej opinii nie jest typowe dla włoskich napitków. I końcówki jakoś brak. Jako znana wielbicielka 'kwasów' bez mrugnięcia okiem dokończyłam butelkę, Mąż chyba pierwszy raz stwierdził, że wino włoskie mu nie do końca smakuje...ale to jest właśnie w tym wszystkim najpiękniejsze, że każdy sobie może znaleźć coś dla siebie, mimo iż poszukiwanie może zaprowadzić wprost do klubu AA;)
P. S. Mam nadzieję, że moja Ulubiona Rzeczoznawczyni dopisze coś w komentarzach, gdyż onego wina spróbowała również na drugi dzień jak już dosyć mocno odetchnęło.

sobota, 5 lutego 2011

Tygodniowy TOP ukashowy...

Muszę przyznać że moja wątroba oraz topniejące pokłady szarych komórek nie bardzo akceptują nasze hobby… ale cóż w ostatnim tygodniu ‘przetestowałem’ win niemal naście, lecz wspomnieć warto zaledwie o kilku:
1.       Seagull Mountain Sauvignon Blanc [35 PLN - Carrefour]
2.       Porta Reserve Syrah (2008) [34 PLN - Carrefour]
3.       Argentyński Cabernet Sauvignon [ok. 60 PLN – cena restauracyjna w Winiarni Dominikańskiej]
4.       Gruner Veltliner (2008) [ok. 50 PLN – cena restauracyjna w Winiarni Dominikańskiej]

1.2.3.4.

Ad.1.
Nr jeden to istne cudo - naprawdę pycha – tak jak to Kasine (KatuBay) pochodzi z Malborough – i rzeczywiście kwiatami zapodaje - Madziczek ekspercko potwierdza kwiat Jaśminu z lekką nutką akacji… w ustach pełne i cytrusowe, w bonusie ananas – zrównoważone i niemal perfekcyjne… prawdziwie wiosenny smak, a zapach poprostu idealny… jak będzie mnie stac to zrobię sobie w nim kąpiel J

Ad.2.
Porta to marka, która bywa popularna… a mnie ten POP trochę wqrwia… ale cóż postanowiłem spróbować. Warto było – wino jest rozkoszne, bogate w owoce… iskrząca bordowo krwista suknia i przepyszny owocowy nos, w smaku też rozkoszne całe stado owoców ściga się o palmę pierwszeństwa: na starcie wygrywa czereśnia, ale wymięka po kilku sekundach i oddaje prowadzenie borówce albo jagodzie… po chwili bardziej kwaskowo i nagle w końcówce owoce ustępują miejsca szlachetnej beczułce – co moje synapsy błyskawicznie przekształcają w oznakę szlachetnego starzenia… Super winko!

Ad.3.
Nie starczyło światła, żeby uważnie na tego caberneta spojrzeć… nosek bez rewelacji, choć dla mnie po natlenieniu zyskiwał ciekawe stajenne odcienie… ale smak strasznie intrygujący, czarna porzeczka krzyżowała się po chwili z jakimś korzennym posmakiem – kombinacja nader ciekawa… a najbardziej podobały mi się w tym winie taniny, które zaznaczając swą krągłą obecność nie były zbyt nachalne… kolejny duży plus dla nowego świata…

Ad.4.
Ten ‘zielony’ w nazwie nie wziął się z przypadku… bardzo żywe i świeże wino… mocno jabłeczne w nosie i smaku… bardzo żałuję że nie wyczułem obiecanej pieprznej końcówki, ale i tak winko przednie orzeźwiające i pogodnie lekkie, a przy tym nie jest płytkie jak tanie rieslingi… arcydzieło może to to nie jest (głównie ze względu na jednolitość smaku i zapachu) ale wchodzi gladko i na podniebieniu wiele radości zostawia.

Vinetariusze wszystkich maści łączcie się – czekam na wasze opinie/recenzje/oceny/krytyki…

Ripasso z chrząszczykowego dyskontu (by k.)

Biedronkowych degustacji ciąg dalszy…

W dniu wczorajszym okazało się, że „Biedronka” na naszej ukochanej Wildzie posiada szerszy asortyment włoskich win obiecywanych przez gazetkę, tak więc  Mąż mój wyszedł z tegoż przybytku z 6 flaszkami czerwonego trunku, zostawiając przy tym 98 PLN;) Papa mi się od razu uśmiechnęła, bo okazało się, że dostępna również była Valpolicella Ripasso, na którą miałam wielką ochotę. Jest to najdroższe wino oferowane przez „Biedronkę” – całe 24,99 PLN;)
  
Producent - Tenimenti Conti Neri; Internet mówi mi, że od 2001r. rokrocznie „wypuszcza” Valpolicellę Ripasso. Alkohol – 13,5% (spodziewałam się odrobinę więcej, ale pewnie za bardzo sugerowałam się faktem, iż trunek ten ma cechy wspólne z Amarone). No to siup – do dekantera.
Kolor ciemny, ale odrobinę jaśniejszy od Salice Salentino, klarowny, lekko wpada w fiolet.
Nos – wyczuwalne owoce leśne i znowu kurka te jeżyny… wyraźna woń gorzkiej czekolady. Z czasem delikatna woń dymu i czegoś przypalanego. 
Pierwszy łyk i normalnie jestem wniebowzięta – wino gęste, bogate, pełne, z wyraźnym posmakiem czekolady, owoców leśnych i jakby lekko przypalane. Kwas jest (;))))), słodycz też jest – szczególnie przy końcówce. No po prostu bardzo smaczne wino. Za całe 24,99 PLN;)) Z przyjemnością wychylamy całą flaszkę. Na pewno zakupimy więcej butelek – SZCZERZE POLECAM.
Salice Salentino wypite wcześniej nie było jakimś super-winem – ot dobra zależność ceny do jakości, trunek jak najbardziej do wypicia. Ale Valpolicella… pycha… Być może mój zachwyt po części wynika ze słabości do winiaczy z Półwyspu Apenińskiego, tak więc pędem do „Biedronki” i możemy podyskutować – czy to ja jestem zakręcona na punkcie włoskich butelczyn, czy wino jest rzeczywiście bardzo bardzo dobre.

czwartek, 3 lutego 2011

Salice Salentino à la Biedronka (by k.)

Jako że kubki smakowe wróciły do równowagi, a weekendowy kac dawno odszedł w zapomnienie – degustacji win ciąg dalszy.
W sieci dyskontowej „Biedronka” w dniach od 2 lutego do 2 marca 2011r. miejsce ma oferta pt. „Z włoskich winnic”, ku radości pasjonatów trunków z Półwyspu Apenińskiego. Gazetka dostępna na wejściu mówi nam, że oprócz słynnego już Barolo za 30 PLN, na półkach możemy znaleźć winiacze właściwie z każdego obszaru kraju – od Sycylii po Piemont i Lombardię. Wybór szczepów też zróżnicowany (sporo szczepów mocno regionalnych, nazwy nic mi nie mówią). Oczywiście zakupy weryfikują tę bogatą ofertę, która w rzeczywistości ogranicza się do kilku dostępnych butelek i mimo, iż ochota jest na Valpolicella Ripasso (wino ripasso to próba zagospodarowania skórek winogron pozostałych po produkcji wina Amarone, które uwielbiam, a które zapewne spodobałoby się koleżance Madzik ze względu na podwyższoną alkoholowość), ze sklepu Radosław wynosi Salice Salentino Riserva z regionu Apulii za całe 17,99 PLN.


Opis wina mówi, że leżakowało przynajmniej 6 miesięcy w dębowych beczkach i pochodzi z lokalnych szczepów Nagroamaro i Malvasia Nera. Z pierwszym szczepem mamy miłe wspomnienia po winku od Mielżyńskiego, więc szybko przelewamy zawartość butelki do dekantera.
Kolor – rubinowy, lekko wpadający w fiolet, dosyć ciemny. Już wiem, że w związku z moją przypadłością łatwego przyswajania barwników przez jamę ustną, moje zęby i język będą niebieskie… Wino nie jest gęste, ale klarowne, nogi brak.
Pierwszy zapach mówi mi, że powinno to wino trochę pooddychać, bo właściwie jest ledwo wyczuwalny, ale co tam – upijam łyka. Bardzo delikatny smak z lekką nutą…hmm…czegoś chemicznego. Odstawiam więc trunek na 15 minut i daję mu odsapnąć.
Podejście nr 2 – nos: wyraźny zapach jeżyn, może trochę śliwek… upijam łyka, w smaku również jeżyny, a także goździki, końcówka wyraźnie cierpka, co mi akurat odpowiada. Z czasem zaczynają pojawiać się lekko ostre akcenty (tak, tak, Moi Mili – jeżyna posypana pieprzem :)), chwilami aż odrobinę szczypie w język.
Wychylam 3/4 butli – dla Radosława za cierpkie, a znając moje uwielbienie do kwasów, dobrodusznie odstępuje mi większość trunku, więc pod koniec mimo usilnego skupienia się nad tym co piję, smaków już nie rozróżniam… Język grantowy – nie wiem, musze sprawdzić z czego to wynika…
Podsumowując – wino całkiem zgrabne, niezbyt skomplikowane, z lekko ostrym posmakiem i cierpką końcówką. Zależność cena-jakość na duży plus!!

Pozdro,

k.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Ostatni tydzień Januarego by K. (bez praw autorskich)

Widzę, że degustacja niektórym wchodzi w nawyk… NICE… Tylko żebyśmy nie musieli Was odwiedzać w jakimś przybytku odwykowym;))
W ramach tej dyskusji ja podzielę się również „perełkami winnymi”, które udało mi się spożywać w ostatnim tygodniu, a które w jakiś tam sposób zapadły w moją pamięć (opis smaków i zapachów jednak sobie podaruję, gdyż – tak jak kolega Ukaszek – cierpię na amnezję w tym temacie):

1.       Wspominana już przez Męża mojego flacha od Mielżyńskiego:


Myślę, że R. już dostatecznie zareklamował to wino i nie będę się tu więcej strzępić.

2.       Wspaniałe białe (i tu skrzywienie Konkubinactwa z Saperskiej) wino z Nowej Zelandii do nabycia u Marka Kondrata:

I tu sobie pozwolę na lekkie popłynięcie, gdyż wino to zakupiliśmy już 3 raz i jeszcze mi się nie znudziło – zapach REWELACYJNY (powiedziałbym nawet, że nos w tym winie robi największe wrażenie): świeży jak bryza morska, mieszanka cytrusów i kwiatów (Madzik by pewnie rozpoznała nawet jakich), właściwie to za każdym razem mam ochotę go całego „wywąchać”. Smak – równie orzeźwiający, owoce cytrusowe z minimalną, ledwo wyczuwalną goryczką przy końcu, co ja osobiście uwielbiam w winach. Wino to jednakże niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo – pije się toto jak domową, dobrze schłodzoną lemoniadę i znika w zastraszającym tempie, a procenty jednak ma. Myślę, że rewelacyjna pozycja na letnie upały – z pewnością to sprawdzę;) No i ostatnia rzecz – cena. Można kręcić nosem na 39 zł, ale po pierwsze – doznania są tego warte, po drugie – inni producenci z regionu Malborough (koniecznie szczep Sauvignon Blanc) oferują znacznie droższe produkty, które właściwie nie różnią się od reklamowanego przeze mnie napitku. No i nie wiem czy pamiętacie co Piotrek S. powiedział w Mierzęcinie – za dobre, białe, nowozelandzkie wino dałby się pokroić… oj, ja też….

3.        To winko zakupione również u pana Marka „nie ściągnęło nam skarpetek”:

Ja jednak zapamiętałam je ze względu na bardzo mocno wyczuwalny smak wiśni, który przypomina mi troszeczkę takie domowe wyroby winne i czyni je bardzo lekkim – dobra pozycja do obiadu. Co dziwne – wino na początku bardzo lekkie, w procesie dekantacji lekko zgorzkniało i zrobiło się cięższe (mi to nie przeszkadza, lubię goryczkę w winach, ale R. kręcił nochem). Cena – no cóż… za 35 zł można kupić lepszego Włocha i nie tylko…

To tak na szybko – spożytych flaszek było znacznie więcej, ale niestety nie zapadły mi w pamięć na tyle, aby cokolwiek o nich napisać. Fajny pomysł zapoczątkowany przez ŁukaszaJ Mam nadzieję, że od czasu do czasu uda się któremuś z nas opisać swoje winne doświadczeniaJ

K.

Za ciosem :)

Po ciężkim dniu (przerwy) postanowiliśmy przetestować kubki smakowe ponownie, a że porównywanie przypadło nam do gustu ale 3 butle przelały jednak miarkę… to tym razem kandydatki do mego podniebienia mamy dwie, obie nabyłem w małym sklepiku z winami w Plazie (Wina Swiata) no i pomyślałem sobie, że to nie fair zgłaszać do konkursu same hiszpanki:

1.   Danese Bardolino DOC (32 PLN) – jak się okazało jakiś kupaż: Corvina Veronese, Rondinella, Molinara, Negrara (2009); z okolic Verony… z butelki łypie na mnie zaledwie 11,5%.
2.   Casa Alcala Rioja Crianza (39 PLN) – czyste tempranillo (2006) ze stajni Navarro Lopez’a, oczywiście leżakowane pełny roczek, i mocne jakieś - 14%! Mogę być pewny, że spodoba się mej Kochanicy.


To by było tyle na trzeźwo… reszta za jakiś czas po próbie smaku ;)

Sukienka tej włoszki klarowna, ale szału nie robi taka rudawa momentami, zapach intensywny ale raczej nieprzyjemny chociaż jednocześnie intrygujący, co tam konkretnie czuć to za cholerę… może jakieś przyprawy albo marynata do mięsa; smakuje hmm, na starcie bardzo orzeźwiająco ale potem przeciętnie bez głębszych nut, a na koniec pieprznie całkiem – tylko po co...

Hiszpanka, znacznie ciemniejsza z wyglądu, ale ciągle klarowna, nosek to czerwone owoce + jakieś ostre coś chemiczno drewniane, w smaku jędrne i kwaskowe intensywne jabłko a koniec wyostrzony  i długi - jakby papierówka posypana czarnym pieprzem… po raz pierwszy smakuję riojy bardziej jabłecznej niż czerwono-owocowej – ciekawe…

Ogólnie fajne winka! Pierwsze: fajne (duży plus za ciekawy zapach),  a drugie nawet bardzo fajne, ale trzeba przyznać, że ceny też niczego sobie… za tą rioje z beczki 40 pln mogę zapłacić… ale bardolino powinno być parę zeta tańsze.

Pomimo ograniczonych objętości ta 14tka nieźle złoiła moja głowę czyt. przy ostatnim kieliszku było mi już wszystko jedno co piję…


PS. Żeby było jasne ja nie twierdzę że tempranillo to najlepsze wino na świecie ba jestem nawet pewny, że są włoskie szczepy które dla 90% osobników będą smakowały lepiej, ale ono po prostu trafia w mój gust i co chyba nawet istotniejsze to jedyne wino, które poznam zawsze – uczucie podobne jakbym wracał do rodzinnego domu – z grubsza i obiektywnie nic szczególnego, ale te zapachy i kolory zawsze wywołują pozytywne emocje…

Bo doznania vinno się spisywać...

Czas na prawdziwe spaniardzkie vino w rozsądnej cenie… pomyślałem też sobie, że wino najłatwiej ocenić na zasadzie bezpośredniego pojedynku (tj. porównania live) więc zakupiłem w PiP’ie 3 butle:
1.       Alcanta (19.99 PLN) – były różne szczepy i kupaże - wybrałem Syrah (2008).
2.       Berberana Seleccion Oro (26.99 PLN) – Tempranillo (2006)
3.       Berberana Reserva Classico 1877 (26.99 PLN) – Garnacha (2006)


Postanowiłem otworzyć te 3 butle od razu, I smakować na zmianę każdego z nich takie porównanie to zajebista sprawa, przynajmniej dla tych ‘obdarzonych’ amnezją smakową… łapiesz niuanse i różnice w mgnieniu języka! Polecam takie podejście.

Zacząłem od tej Alcanty: nie dość że Syrah w Hiszpanii nie cieszy się renomą to poleżało zaledwie 6 mies. w beczce potem na kolejne pół roku do butelki i do sklepu… nos poniżej przeciętnej, bez wyrazu a jeśli czegoś się już doszukałem to przypominało mi rozpuszczalnik, ale co tam! Łyknąłem i tu niespodzianka smaczne nawet, ale bez głębi, wyrazu takie winko co można popijać bez zakąsek, ładnie wchodziło, lekkie…. ale kolejny kieliszek nalałem już sobie:

Seleccion Oro: i tu standardowo ORGAZM – rasowe Tempranillo które przeleżało cały roczek w dębie z ameryki, przyznam szczerze że w tej cenie nie piłem lepszego… w ogóle myśle sobie że ten szczep to wygrywa dla mnie dlatego, że idealnie bilansuje ‘czerwone’ owocowe nutki (tu akurat malina) z tymi które wlały się w wino podczas starzenia w beczkach (tytoń, pieprz, ziemia) noi qrwa tutaj to dopiero znajdziesz pokłady wanilii masakra normalnie!!! Wino jest gładkie, nie zostaje na języku jak te inne cierpkie joveny ze spota… na koniec maliny przechodzą gladko w dojrzałą wiśnię a nawet śliwkę może… Co latwo wydedukować nie zakończyłem na jednym kieliszku z tej butelczyny… wypiłem dwa J i otworzyłem vinko nr 3:

Reserva Classico 1877 – i coż Garnacha kolejny raz w otwartym starciu przypomina mi po prostu takie ‘niedorobione’ Tempranillo… bo coś w tym winie jest – pachnie znacznie subtelniej… co mi się nawet bardziej podoba – zapach tempranillo to naga Angelina Jolie J a garnach’y to Pepe w zmysłowej bieliźnie… ale potem wino zdaje się tchórzyć: czyli Pepe boli głowa… natomiast Angie idzie na całość i rozwija przed tobą niezmierzoną paletę doznań J - mam nadzieję, że przynajmniej spróbujesz zrozumieć moje odczucia…

Jak masz jaja to uderzasz w tempra! A jak styknie Ci macanko przez drutowany stanik to będziesz zachwycony garnachem ;)

Było nie było nr 2 i 3 – szczerze polecam!!!